Portret damy

O wernisażu

6 października 2015 r. w nakielskim muzeum miał miejsce wernisaż wystawy "Portret damy", którego kuratorką była Anna Sergott. Eksponaty, które znalazły się na ekspozycji pochodziły z kilku muzeów między innymi Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy i Muzeum Okręgowego w Toruniu oraz z Opera Nova w Bydgoszczy. 

 

Portret Damy

Spośród różnorodnej tematyki malarskiej jedną z najbardziej fascynujących jest portret. Zadaniem portretu od momentu wynalezienia było jak najkorzystniejsze przedstawienie modela lub modelki. Nic dziwnego, skoro owe dzieła często stawały się częścią dyplomatycznej gry między potężnymi monarchiami – decydowały o ślubach te zaś o układzie politycznym w Europie. O tym jak niebezpiecznym przedmiotem mógł stać się „za dobry” konterfekt niech świadczy smutna historia Anny des Cleves – jednej z żon Henryka VIII. Angielskiemu władcy przedstawiono portret owej młodej damy pędzla Hansa Holbeina.

Konterfekt był znakomity, niestety, rzeczywistość nie zdołała mu dorównać i kiedy kobieta przybyła na dwór,  władca był delikatnie rzecz ujmując rozczarowany. Na szczęście dla Anny nie skończyło się na skróceniu o głowę a jedynie na oddaleniu w miejsce odległe od dworu i Henryka. Jak zatem widać zbytnie pochlebianie modelowi nie zawsze musiało wyjść mu na dobre. Zadaniem artysty było z jednej strony wydobycie z portretowanego tego co  najlepsze, z drugiej sprytne zamaskowanie wad, byle bez przesady i w przypadku naprawdę zdolnego twórcy ujęcie choć części osobowości modela. 

Nieraz zachwycają nas dzieła starych mistrzów, dbałość o detale, mistrzostwo w oddaniu drogocennych szat i klejnotów, ale jest w nich coś jeszcze bardziej pociągającego.

Tajemnica skryta w oczach modela, gest, grymas – wszystko to co pozwala nam uchwycić część jego charakteru. Portret jest oknem do innego świata. Pozwala nam uwierzyć jeśli nie w nieśmiertelność to chociaż w formę istnienia w ludzkiej świadomości na długo po tym jak z nas samych pozostanie tylko proch. Kto wie, może współczesna, obsesyjna chęć udokumentowania wszystkiego dookoła, każdego nawet najbardziej intymnego aspektu naszego życia na niezliczonych fotografiach jest niczym więcej jak krzykiem lęku przed nieuchronnym przemijaniem. W przeciwieństwie do naszych przodków nie jesteśmy pogodzeni z faktem własnej śmiertelności, a nasza obecność na wszelkiego typu nośnikach oraz późniejsze umieszczenie ich choćby w sieci ma nam zagwarantować istnienie – wirtualne memento. Portrety miały jednak tę przewagę nad naszymi współczesnymi „selfies”, że otaczała je aura odświętności. Po pierwsze, nie każdy mógł portret mieć. Przez długi czas ów „towar luksusowy” był zarezerwowany dla arystokracji i patrycjatu, którzy byli w stanie albo sprowadzić artystę do siebie, albo udać się w podróż do jego pracowni i oczywiście sowicie opłacić jego usługi.

Po drugie, portret zazwyczaj miało się jeden w życiu, zatem szykowano się do pozowania z niezwykłą starannością – dobór fryzury, stroju, biżuterii, każdy szczegół miał znaczenie.

Portretowany zdawał sobie sprawę, iż kiedyś w pamięci potomnych może być już tylko jednym z obrazów w galerii przodków, cóż jeśli takie miało być przeznaczenie to warto było być chociaż najlepszym z owych dzieł.

Portret dawał w końcu możliwość pokazania nie tylko swej pozycji majątkowej ale i życiowego credo – przez odpowiedni dobór artefaktów towarzyszących postaci.

Książeczka modlitewna lub różaniec sugerowały pobożność, tomik modnego poety w ręku damy wskazywał na jej obycie i znajomość nowych trendów. Modna fryzura, klejnot czy paryska suknia pokazywała obycie i dbałość o sposób w jaki jesteśmy postrzegani.

I tu pojawia się kolejna zaleta portretu. Pozwala on nam śledzić zmieniające się typy urody, sposoby podkreślania jednych cech a ukrywania innych. Nieprzypadkowo nasza ekspozycja dotyczy wyłącznie kobiecych portretów. Przez wiele wieków jednym z niewielu dostępnych dla kobiet sposobów na wyrażenie siebie był wygląd zewnętrzny. W pewnych kręgach oczekiwano od nich aby stanowiły najpiękniejszą dekorację salonu, ozdobę domu i kolejną zdobycz, którą dumny małżonek mógłby się popisywać przed światem. Z czasem do tego ideału żony ładnej (byle nie za bardzo bo zaraz trzeba pilnować) doszedł wymóg bycia lwicą salonową – oczytaną, znającą się na literaturze i sztuce. Modnym dodatkiem do stroju miast małego pieska czy wachlarza stał się tomik wierszy czy malarska sztaluga.

Nie zapominajmy o roli strażniczki domowego ogniska – stąd portrety z dziećmi czy z robótką w ręku. W końcu nadchodził czas na starość stateczną i pobożną – miast balowej sukni i koafiury skromny czepeczek i różaniec.Zatem portret pokazywał kobiety nie tylko takie jakimi były, ale także jakimi miały być w oczach społeczeństwa. Odejście od tych schematów zazwyczaj kończyło się skandalem.

Na naszej wystawie prezentujemy grafiki i malarstwo pochodzące ze zbiorów Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy i Muzeum Okręgowego w Toruniu.

Dzięki tym wyjątkowym pracom takich twórców jak Jacek Malczewski, Maksymilian Piotrowski, Daniel Chodowiecki, Franciszek Lampi możemy prześledzić rozwój portretu kobiecego w polskiej sztuce. Na wystawie jest też sporo prac artystów nieznanych, co nie znaczy że gorszych. Każda z kobiet przez nich namalowanych ma tyle samo do powiedzenia, taki sam urok i chęć zaistnienia w naszej świadomości.

Uzupełnieniem ekspozycji są elementy stroju kobiecego – pantofelki, torebki, wachlarze, biżuteria – one również pochodzą ze zbiorów muzeów Bydgoskiego i Toruńskiego.

Chcieliśmy, aby nasze damy stały się bliższe oglądającemu, daliśmy im możliwość opuszczenia ram. W tym zabiegu pomocne są również przepiękne kostiumy pochodzące ze zbiorów Opery Nova w Bydgoszczy.  Niektórzy mogą im zarzucić zbytnią teatralność, czy niezbyt doktrynalne oddanie ducha epoki jaki reprezentują, pamiętajmy jednak że już od XVIII w. ulubioną rozrywką i to niezależnie od stanu były reduty. Owe słynne bale kostiumowe, na których obok siebie bawił się król, kupiec i kwiaciarka, a wszystkich zrównywała najbardziej demokratyczna z części garderoby – maska. O powodzeniu takich widowisk świadczy eksponat lokalny – artykuł z lat 30. XX opisujący poloneza ziemiańskiego w wykonaniu przedstawicieli miejscowych rodów szlacheckich w kostiumach należących do ich przodków.

Niestety,  tradycja „prawdziwych” portretów umiera, komuż chciałoby się w pędzącym na złamanie karku świecie spędzać długie godziny na pozowaniu, skoro taniej i szybciej można pstryknąć kolejne zdjęcie. Gdyby choć ono było zrobione z należytą troską o oprawę mogłoby z powodzeniem zastąpić płótno, tak jak to się działo od końca XIX w. kiedy to w uroczystych chwilach sprowadzało się fotografa lub udawało się do atelier. Dziś w szalonym pędzie gubimy celebrowanie chwili i okazji. Mamy zatem nadzieję, że poświęcą Państwo trochę tego najcenniejszego dobra jakim jest czas na zwiedzenie naszej wystawy i na wspólną wyprawę w świat, do którego kluczem są portrety naszych dam.